Czasem zastanawiamy się, o czym do nas mówi ten serwisant. Nieraz nie mówi, ale my czytamy cenniki, tablice, ulotki i… nie rozumiemy.
Co jakiś czas może więc przybliżymy wybraną nietechniczną (wbrew obrazkowi powyżej) terminologię warsztatową.
Szybki serwis, fast fit
Jest to placówka oferująca przede wszystkim podstawowe czynności serwisowe, wymianę części i płynów eksploatacyjnych, montaż akcesoriów i sprzedaż oraz wymianę opon. W zasadzie taki warsztat nie zajmuje się kompleksowymi naprawami. Oferta fast fitu powinna cechować się zryczałtowanymi (ha, ha – co to znaczy – patrz niżej!) cenami na popularne naprawy, wydłużonymi godzinami otwarcia, dobrą lokalizacją (w mieście np. przy centrach handlowych). A najlepiej także możliwością przyjazdu bez wcześniejszego umawiania się (to już rzadkość…).
W Polsce np. jest to sieć Feu Vert, ale także coraz częściej sieci związane z firmami oponiarskimi. Choć w tym drugim przypadku każdy warsztat może mieć swoją specyfikę i świadczyć tylko wybrane usługi. Niekiedy też bardziej zaawansowane, jak np. remonty silników. Ale to już nie jest typowy fast fit.
Cena ryczałtowa, ryczałt
Jest to cena zawierająca koszt części i usługi jej montażu. Zwykle konstruowana dla stosunkowo prostych lub przewidywalnych czynności serwisowych (np. przegląd, wymiana oleju). Pozwala nam, klientom, uniknąć niespodzianek przy płaceniu rachunku, bo z góry wiedzieliśmy, ile za coś zapłacimy.
Ryczałty stosowane są przez niektóre marki samochodowe (ułatwia to ograniczona liczba modeli w gamie), gdyż w nich poszczególne usługi są droższe niż w serwisach niezależnych. Tymczasem ryczałt pozwala pokazać się jako usługodawca, który z góry obiecuje nam, że pełna kwota nie przekroczy wartości ryczałtu i nie pojawią się (przynajmniej teoretycznie) niespodzianki w postaci dodatkowych kosztów. Praktycznie różnie bywa z przestrzeganiem komunikowanych ryczałtów, a jak się klient zorientuje, to tłumaczenia są ciekawe (spójrz tutaj).
Roboczogodzina i stawka za roboczogodzinę
Powiedzmy, że jedna roboczogodzina to czas potrzebny mechanikowi na wykonanie czynności obsługowych bądź naprawczych, na które producent pojazdu przewidział jedną godzinę zegarową. Czyli co? Wystarczy wiedzieć, że to podstawowy czynnik planowania i wyceny prac serwisowych. A dana czynność może tak naprawdę trwać krócej (rutyna mechanika, np. w przypadku standardowego przeglądu okresowego) lub dłużej (śrubka się zapiekła).
Jeśli normy roboczogodzin są opracowane rzetelnie, to właśnie za znormalizowany czas swojej pracy może nas skasować serwisant, nawet jeśli wykonał wszystko sprawniej. Bo jak nie dało rady z winy śrubki, to pewnie będzie negocjował… Czyli płacimy: znormalizowana liczba roboczogodzin razy stawka (inaczej cena) za roboczogodzinę.
Drugi składnik ostatecznej ceny, czyli stawka za roboczogodzinę powinna zostać nam zakomunikowana przez warsztat. I często jest, wisi na ścianie, np. 150 zł. Teoretycznie stawki mogą być różne dla prac o różnym skomplikowaniu, bo wykonywane są przez pracowników o różnych kwalifikacjach, a więc o różnej pensji. Ale oficjalnie w Polsce raczej nie stosuje się tego rozwiązania. Może nieoficjalnie albo do wyliczania kwot ryczałtów.
Wiadomo, że stawka za roboczogodzinę w ASO jest wyższa niż w warsztatach niezależnych, a jeszcze wyższa w ASO marek premium. Ale stawka sama w sobie nie jest dla nas, klientów, jedynym czy najważniejszym wyznacznikiem cen w warsztacie. Nas interesuje przecież, ile ostatecznie zapłacimy za wszystko, co zrobi mechanik. Niektórych z nas obchodzi jeszcze może to, ile to wszystko będzie kosztować w dłuższej perspektywie.
Na dziś wystarczy.
[FM_form id=”1″]