Warning: Undefined variable $parent_style in /home/mmatczak/public_html/caratelier.pl/wp-content/themes/Nexus-child-02/functions.php on line 13
Statystyki czytelnictwa, czyli edukacja klienta warsztatu

Statystyki czytelnictwa

Statystyki czytelnictwa tekstów edukacyjnych dotyczących usług warsztatów samochodowych pewnie dolnych półkul nie urywają. Tym bardziej warto wiedzieć, po co firmy je tworzą.

Jak wymienić oponę. Jak zmienić olej. Jak zainstalować czujniki cofania. Dlaczego nie jeździć na zużytych amortyzatorach. Dlaczego włączać klimatyzację zimą. Po co naprawdę sieci i serwisy (samochodowe oraz internetowe; nieźle się składa, prawda?) serwują nam tę wiedzę? A na deser: jak powstają takie teksty.

Tytułem wstępu

Te i inne porady pojawiają się nie od dziś, przy czym nikt ich chyba nie czyta, a przynajmniej nikt o nich nie dyskutuje, co widać w komentarzach, czy raczej w ich braku, zresztą także na CarAtelier. Nie, no aż tak źle nie jest; w statystykach pokazało się, że czytał nas na przykład ten, który prowadził rosyjską kampanię wyborczą dla Donalda. Trumpa!

Ale popatrzcie też na liczbę komentarzy na fachowych portalach (nie forach!) dla specjalistów z branży części zamiennych i napraw pojazdów. Niewiele zobaczycie.

Za to komentowanie każdego tematu ma miejsce, jeśli publikacja znajduje się na jakimś dużym ogólnym portalu jak Skynet czy Realna Polska. Tam można również znaleźć informacje (tyle że w innych działach), że jedna aktorka to ma krzywe palce, albo że Biedronka i Żabka mają konkurencję Pszczółki (nawet jeśli są to zwierzęta umiejscawiające się w różnych miejscach w łańcuchu – nomen omen – pokarmowym), albo iż prezydent zorientował się, że musi napisać list do ministra, żeby zapytać się, o co chodzi z tym wojskiem, z tym, że nie z całą armią, a tylko na jednym odcinku, a konkretnie to gdzie schowają się partyzanci, jak wytnie się już wszystkie drzewa szyszkowe.

W takim oto środowisku znajdzie się chętny nawet na komentowanie technik oraz metod odśnieżania pojazdu, tym bardziej, że jeśli tytuł, tudzież wymowa tekstu na Realnej Polsce będzie mniej więcej taka: „Producenci samochodów chcą, byśmy co roku malowali swój pojazd po tym, jak go porysujemy szczotką do odśnieżania, więc lepiej zabezpieczmy lakier olejną!”.

Powyższą zbyt długą opowieść potraktujmy jako wstęp. Niestety, część naprawdę edukacyjna będzie krótsza, bo nie od dziś wiadomo, że głupoty i pseudosensacje mają znacznie większe wzięcie.

 

Wracając do tematu, czyli meritum jako najkrótsza część tekstu edukacyjnego

Powody edukowania nas, klientów, przez firmy, czyli w naszym wypadku sieci oraz serwisy samochodowe są następujące:

  1. Tzw. SEO, czyli poprawianie pozycji swojej strony w Internecie, żeby firmę wyżej umieściło w wynikach wyszukiwania i aby klient z większym prawdopodobieństwem wybrał kiedyś ten warsztat w realu.
  2. Content marketing, czyli uzasadnianie poprzez pisanie, często uzasadnione, kupowania lepszych części i usług. Nie zauważyłem, by jakaś ordynarna podróba promowała się w ten sposób.
  3. Uszczegóławianie: standard usług jest różny (różne części, różne ceny, różna jakość, różny czas oczekiwania na usługę, różny zakres usługi nazwanej np. przeglądem), a więc my jako klienci powinniśmy wiedzieć, co kupujemy w danej firmie.
  4. Ulojalnianie: kształci się nas po to, by czynić nas bardziej lojalnymi. Spotkałem się z twierdzeniem, że to uczelnie mają najwierniejszych klientów. Hmm, chyba raczej byłych… No ale przynajmniej dobrze o Alma Mater mówiących, a to już 50% efektu lojalności. Tak więc, na przykład firmy oponiarskie edukują przedsiębiorstwa transportowe używające ich produktów, jak efektywniej eksploatować pojazdy, co przekłada na mniejsze zużycie, mi.in. paliwa. Klienci w krawacie i wyedukowani są mniej awanturujący się, wdzięczni i z założenia bardziej lojalni.

Na zakończenie dykteryjka, jak powstają teksty edukacyjne

Jedna z agencji online-owych chciała, żebym pisał takie użytkowe teksty motoryzacyjne i zaproponowała stawkę tak głodową, że zadowoliłaby nią chyba tylko biednego, acz mającego poczucie humoru studenta z „Lalki” Prusa. Może on mógłby cokolwiek za tyle napisać, o ile miałby wtedy dostęp do Internetu.

Agencja owa robiła to na zlecenie bardzo dużego polskiego dystrybutora części zamiennych. Mam nadzieję, że to ta zła agencja tak żyłowała stawki, a nie jej klient. A może po prostu zatrudniała też kogoś, kto potem te kopiuj-wklej-teksty doprowadzał do porządku po studencie Wydziału Szukania w Internecie, w związku z czym musiała owemu korektorowi także wypłacić podobnie głodową stawkę, przyczyniając się tym samym do sprawiedliwszej dystrybucji dóbr.

Co mi przypomina inną najprawdziwszą sytuację z jednym, też dużym, producentem części zamiennych. On chyba również chciał zaoszczędzić, ale tym razem wszystkie swoje pieniądze, z nikim się już nimi nie dzieląc. Swobodnie zadysponował więc moim (dość długim) tekstem z jednej z książek, wrzucając go bez żenady i bez zmian do przewodnika dla swojej sieci serwisowej. Oszczędzanie skończyło się tym, że zapłacił x3 za bezprawne użycie. Jak dziś pamiętam pierwszą reakcję przedstawiciela oszczędnej firmy na moją pretensję; było to nieudawane zdziwienie:

No ale przecież my mamy tyle swoich tekstów!

Co należało udowodnić…

[FM_form id=”1″]

Autor: Maciek

Podziel się tym postem na
Show Buttons
Hide Buttons

WP Facebook Like Send & Open Graph Meta powered by TutsKid.com.