– Czy skasuje mi pan bilet? – Ja nie mam takich kompetencji! To tekst z autobusowego skeczu kabaretu Łowcy B. A czy Ty masz pewność, że chłopak, któremu zlecasz naprawę, ma prawo podjąć się tej pracy, przyjąć zlecenie, podpisać umowę?
W końcu wiele warsztatów to jednoosobowa działalność gospodarcza, ale to nie właściciel, tylko jego pracownik (a niekiedy osoba zatrudniona na umowę cywilno-prawną) podejmuje się w imieniu przedsiębiorcy naprawy Twojego auta. Czy ma uprawnienia do reprezentowania firmy? Czy możesz czuć się bezpiecznie, oddając swój ulubiony pojazd w jego ręce?
Pewnie w ogóle o tym nie myślałeś, ale może to i dobrze, bo zaoszczędziłeś czas, a nie ma sobie za bardzo czym zawracać głowy, co nie znaczy, że nie warto poczytać…
– Jaki pan? Tu pracują same panie…
Zarysowana w tym dialogu sytuacja jest mało prawdopodobna, ale można sobie wyobrazić, że ktoś nieuprawniony podstępnie przejmuje w warsztacie Twój wóz i go sobie zabiera. Rzeczywiście, mało, bo już dużo bardziej prawdopodobne jest to, że serwis wyda Twoje auto nieuprawnionej osobie, np. samochód żony odda mężowi będącemu z tą żoną w trakcie rozwodu („No… do tej pory odbierał…”). Ale dziś nie o tym, choć zagadnienie ciekawe…
Najlepiej korzystaj z usług warsztatów, gdzie pracują znane Ci osoby, a jeśli nie, to przyda się tylko trochę ostrożności
Zwykle znasz ludzi w serwisie, albo nie jest on na tyle pusty, żeby oszust mógł łatwo podszyć się pod nieobecną obsługę. Tak więc oprócz przypadków ekstremalnych możesz przyjąć, że ten ktoś za ladą może w majestacie prawa i w imieniu firmy zawrzeć z tobą umowę naprawy samochodu lub sprzedać Ci część (mniej ryzykowne, bo nie zostawiasz mu auta), nawet jeśli nie otrzymał oficjalnego upoważnienia od szefa. Skoro bowiem za tą ladą stoi, to istnieje domniemanie, że prawo takie ma.
Mówiąc inaczej: jeśli zachowujesz standardową ostrożność i nie powierzasz kluczyków nieznajomemu gościowi, który w brudnym polarze z nazwą marki opon czy sieci warsztatowej (sam taki mam, ale o niego dbam!) snuje się przed warsztatem, władza sądownicza w razie sporu nie zarzuci Ci, że byłeś osłem.
Dziękuję Marcinowi Miśkowiczowi za inspirację.
[FM_form id=”1″]